„Tydzień drugi: Chwiejność i żelazna ręka”
Mężczyzna, który raz skosztował dyscypliny, zaczyna się zmieniać. Ale nie łudźmy się – to nie jest prosta linia. To fala. On raz klęka z pokorą, by następnego dnia wstać z cieniem dumy w oczach. I właśnie wtedy – potrzebuję być jeszcze twardsza. Tydzień zaczął się spokojnie. Wprowadziłam poranny rytuał ciszy . Gdy budzę się, on już czeka – nagi, z dziennikiem w rękach i świeżo przygotowaną kawą, zimną, bo nie wolno mu podgrzewać, dopóki nie otworzę ust. Cisza przedłuża się czasem do godziny. On klęczy w milczeniu, wpatrzony w podłogę. Czasem drży. I dobrze. Napięcie uczy go czujności. Ale we wtorek – złamał zasady. Przy śniadaniu, bez pozwolenia, zapytał: „Czy mogę dziś skrócić trening, bo mam ważny dzień w pracy?” Nie odpowiedziałam. Wstałam od stołu, chwyciłam go za włosy i zaprowadziłam do łazienki. Kazałam mu spojrzeć w lustro i powtórzyć trzydzieści razy: „Jej czas jest moim czasem. Jej wola jest moją.” A potem? Trening trwał dwa razy dłużej. System kar: zimno i ogień...